Wszystko jest względne

Wszystko jest względne.

Dlatego właśnie nie poczuwam się do głoszenia jedynej i objawionej prawdy. Możliwe, że czasami napiszę tu coś, co komuś wyda się głupotą. Z drugiej strony, może kogoś oczarują moje poglądy, moje zdanie, to, o czym myślę i jak myślę.
Póki co nie wiem jeszcze po co mi ten blog.
Jest to pewnie podobny tysiącom innych twór mający pełnić rolę myślodsiewni, gdzie będzie można zgromadzić swoje myśli, by potem ocenić, czy są one warte uwagi, czy też nie.

poniedziałek, 17 września 2012

Syndrom księcia z bajki

Każda z nas marzy o tym jedynym, ukochanym, pięknym mężczyźnie, który uratuje nas z tego kłamstwa szarego życia.
Każda z nas marzy...
Możliwe, że nie o księciu na białym rumaku, chociaż znam i takie osoby, które chciałyby, by było to jak najbardziej dosłowne (i znając tę osobę założę się, że zależy jej głównie na białym koniu, a lśniącą zbroję mogłaby sobie odpuścić ^^). Możliwe, że marzy się nam niebezpieczny związek pełen mocnych i wyrazistych uczuć. Jest też szansa, że marzy się wam po prostu idealny partner, który byłby uzupełnieniem was, z którym każdy dzień byłby po prostu dobry.
Nie ma znaczenia jakie są nasze pragnienia - każda z nas marzy. Potajemnie albo głośno, płacząc w nocy w poduszkę, zerkając potajemnie na jakiegoś przystojnego kelnera, tworząc w głowie opowieści.
I te marzenia to nic złego, z pozoru. Pozwalają nam zapomnieć na kilka chwil o tym, że rzeczywistość jest czasami przytłaczająca, że samotność, to w gruncie rzeczy nic miłego. W świecie, w którym panienki w podstawówce całują się na przerwach ze swoimi chłopakami na tydzień, świadomość bycia samotnym jest czymś wręcz ubliżającym. Z każdego serialu, z każdej piosenki, filmu, billboardu, nawet z reklam, krzyczą do nas uśmiechnięte twarze gwiazdorów i celebrytów, na których obliczach wypisane jest prawdziwe szczęście, bowiem ten swój kawałek podłogi mogą dzielić z inną osobą.
A w tym całym rynsztoku złudzeń najzabawniejsze jest to, że to wszystko fikcja. Że większość z tych uśmiechniętych par, które spacerują po parku trzymając się za ręce, czy też dzielą się deserem w jakiejś restauracji, to zwykłe pary z przypadku. Są tu teraz, jednak rok temu nie istniało coś takiego jak "oni". Co więcej, zapewne za rok również istnieć nie będzie.
Związki tymczasowe. Ludzie, którzy uparli się, że w "sam raz na teraz", to odpowiedni argument by wplątać się w coś, co śmią nazywać związkiem. Bez zastanowienia, bez rozmysłu, z jednego, prostego powodu: bo dobrze nam razem w tej chwili.
Ślepi i głusi są ci, którzy utrzymują, że plastikowa kultura nie ma na ich życie żadnego wpływu. Można nie oglądać telewizji, można nie czytać brukowców, ale póki człowiek nie zamknie się w bunkrze zaopatrzonym w fotel, książki, winyle i odtwarzacz, nie może mówić o izolacji. Niczym wielki, zachłanny potwór, popkultura żyje obok nas, tętni swoim życiem, dyszy nam w plecy.
Karmi się każdym posiłkiem, którego nie zjadła osoba na diecie. Każdym głupim komentarzem zamieszczonym w internecie, każdą kolejną plotką i kreacją, która zdobywa fanów, ba!, wyznawców, chociaż jej sztuczność aż bije w oczy. Powoli, stopniowo przesłania nam świat, czy tego chcemy, czy nie. I wchodzi do naszej psychiki, mimo wszystko popychając w kierunku tego, czym z pozoru się brzydzimy.
I w ten sposób, dysząc ci do ucha i śliniąc się na ramię, Popkultura przekonuje cię, że nie jesteś pełną osobą bez tego jednego kogoś, kogo mógłbyś wziąć za rękę i pomaszerować dziarsko do parku. Chociażby po to, by napawać się, że tym razem to nie ty wodzisz smutnym wzrokiem za jakąś przytuloną parką. To nie ty jesteś smutny! Nie, to twoje dwa tygodnie, trzy miesiące, rok i pięć dni. Możecie się kłócić, nie rozumieć, możecie mieć siebie dość i obgadywać na boku, ale jesteście WAMI i to się liczy.
A biedne samotne głupki mogą zazdrościć i wypatrywać kogoś na swój ograniczony okres czasu.
To właśnie to tępe pragnienie posiadania i bycia posiadanym, to dziwne przekonanie, że samemu nie jest się pełnym człowiekiem doprowadza do tego, że dziewczyny dostają kociokwiku.
Niech pierwsza rzuci kamieniem ta, której nigdy nie przytrafiło się marzyć na wyrost. Której serce nie zabiło mocniej po jednej, krótkiej rozmowie z przypadkowym chłopakiem, który nawet ją zainteresował. Proszę! Która z kobiet nigdy, ale to przenigdy nie spojrzała na jakiegoś chłopaczka z cichą nadzieją - a może to ten jedyny? Ten, dla którego oszaleję?
Która nie wmawiała sobie, że teraz to na zabój, dopóki nie przyszło co do czego i nie okazało się, że to jednak dalekie jest od tego idealnego związku?
A wszystko to spowodowane chorobliwym pragnieniem tworzenia pełni z kimś innym. Z każdym pokoleniem jest coraz gorzej! Kiedyś kobiety nie marzyły nawet o małżeństwie z miłości - to w korzystnym małżeństwie pojawiały się z czasem przywiązanie i miłość, jeśli dopisywało komuś szczęście. Jako, iż moja głowa pełna jest scen odpowiadającym moim myślom, oto coś, co idealnie obrazuje moje myśli. A teraz? Kiedy tylko poczułyśmy, jako kobiety, możliwość posiadania kogoś, kogo kochamy nie z przymusu, a raczej z własnej woli, kiedy już naczytamy się w młodości książek, gdzie miłość jest idealna, kiedy już obejrzymy te wszystkie filmy, na których fajerwerki zwiastują napotkaną miłość, to jest jedyne, czego chcemy.
Bolesna prawda jest taka, że romanse, tak te telewizyjne, kinowe jak i książkowe są dla miłości tym samym, co filmy pornograficzne dla seksu. Dają nam złudne wrażenie, opisują miłość tak, jak zwykle nie jest doświadczana. Nie możemy się łudzić, że miodowy miesiąc związku, okres zakochania potrwa wiecznie. Nie można wciąż szukać, bo to, co czujemy nie odpowiada temu, co przeczytałyśmy w książkach.
A przede wszystkim, nie wolno nam myśleć, że nie jesteśmy pełne bez kogoś u naszego boku. Tworzymy całość jako osoba, a nasz własny kawałek podłogi jest nasz. Pielęgnujmy naszą indywidualność, kochajmy same siebie, moje drogie panie, ponieważ wszystkie te drżenia serca są zdradliwym odruchem naszej podświadomości. Nie zachęcam do feminizmu i nienawiści wobec mężczyzn. Nawołuję jedynie do tego, by kochać siebie. Patrzeć na siebie z perspektywy, poprawiać to, co jest złe lub niepotrzebne, pracować nad sobą i stawiać siebie jako mianownik każdej decyzji i każdego uczucia. Zdrowa dawka egoizmu sprawi, że życie każdego z nas stanie się łatwiejsze. Nie balansując na granicy odpowiedniego zachowania, konwenansów i tego, czego wymaga od nas Potwór Popkultury, zaciskając zęby i walcząc o siebie, możemy stać się wartościowi przede wszystkim dla siebie.
Nie jest to łatwe zadanie, dlatego jest to apel nie tylko ode mnie, ale też i do mnie. Przypomnienie, że w czasach, w jakich żyjemy, jedyna osoba, z którą będziemy związani do śmierci, jesteśmy my sami.

sobota, 15 września 2012

Przeprowadzka

Czasami odczuwamy potrzebę czegoś nowego. Czasami cztery ściany, w których zostaliśmy uwięzieni, przytłaczają nas tak mocno, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
W takim razie co jesteśmy w stanie zmienić?
Drobne rzeczy.
Kiedy nie jestem w stanie już znieść stagnacji, zmieniam kolor włosów. Kupuję nowe kolczyki, nowe gadżety. Cokolwiek, co jest w stanie zmienić chociaż odrobinę moje środowisko.
Nowa książka też potrafi zmienić moje nastawienie.
Dzisiaj zmieniam bloga. Nie jest to jedynie wynik mojego parszywego ostatnio nastroju, ale też tego, że domena blog.pl zirytowała mnie dzisiaj nieziemsko.
Tak też witam w moich nowych progach. Mam nadzieję, że rozgoszczę się tu równie szybko, co na poprzednim. Może nawet zdobędę nieco więcej publiki? Ahh~, te marzenia.

Razem z nowym blogiem, adaptuję na kolejną stronkę nick Dekadencja. Okazało się, że coś, co miało być (znowu) jedynie tymczasowym przezwiskiem, spodobało mi się i przykleiło do mnie, możliwe, że już na stałe.

...Kot po kastracji może stać się leniwy, ospały, bierny...
Hm. Czyżby ktoś wysterylizował mnie, kiedy nie patrzyłam? Dokładnie tak się czuję - biedna, ospała... Nie, leniwa się nie czuję. Leniwa jestem, byłam i chociaż mocno mi się to nie podoba, najprawdopodobniej nadal będę, nic nie poradzę na to.
Ostatnio moją trucizną jest telewizja i całkiem interesujące programy kryminalistyczne, do których rozmawiam nocami. Nie, nie, to nie tak, że bełkoczę do siebie. Jestem w stanie nacisnąć pauzę i dosłownie zacząć spierać się z programem.
Szkoda, że ten mi nie odpowiada.
Czy czuję się samotna? Tak, owszem. Szczególnie teraz, kiedy większość czasu spędzam sam na sam ze sobą. Nie odpowiada mi to. Potrzebuję powietrza, ludzi, rozmów...
Potrzebuję życia, żeby żyć.
Moja dusza jest przez ostatnie dwa tygodnie ospała, więc mój świat jest coraz bardziej szary i pozbawiony kolorów.

Aczkolwiek liczę na to, że moja dusza przypomni sobie, jak się powinno żyć.